Kryptonim yaoi [part I]

I.  Prawda w oczy kole.
Dzisiejszy dzień rozpoczął się nader spokojnie- powiedzieć tak mogą wszyscy Stanowi Alchemicy oprócz jednego, jedynego dzieciaka, przechadzającego się właśnie z kubkiem mleka w ręku. Złotowłosy Edward Elric z mordem w oczach odstawił szklankę, po czym usiadł przy wolnym stoliku, nie spuszczając wzroku z białego płynu. Na stołówce nadal panowała rozluźniona atmosfera- wszyscy cieszyli się z rozwiązania zagadki fałszywego Homunculusa, siedzieli więc odpoczywając i upajając się krótką przerwą w ich życiu zawodowym. Och tak, Edward tak bardzo pragnął zastąpić sielankową atmosferę czymś bardziej ekscytującym, jak choćby na przykład… pokazem skwaszenia nieskazitelnie czystej buźki Mustanga, lub wyżycia się na tych olbrzymich bicepsach Armstronga…
-To wszystko ich wina! Niech no tylko…
Stalowy zdał sobie sprawę, że zbyt mocno zaciska szklankę ze znienawidzonym napojem; tak bardzo przejęty tą czynnością nie usłyszał więc krzyków i nawoływań- te odgłosy dotarły do niego z pewnym opóźnieniem wprawiając Eda w jeszcze większą wściekłość.
-Ed-kun, chodź do nas! Przyłącz się do naszego stolika!
-I zostaw tę szklankę w świętym spokoju, to nie na niej powinieneś się teraz…
Krzyk zagłuszyło nagłe pchnięcie, odgłos ręki na czyimś policzku oraz dzikie, niemal zwierzęce wycie.
-Au, Ross, tylko nie w twarz, nie w twarz!
-Nie mieliśmy mu nic mówić! –odburknęła w odpowiedzi. –Jednak teraz, skoro nie potraficie utrzymać gęby na kłódkę… Ach!
-Ale..
-Zamknijcie się wszyscy! –zarządziła krótkowłosa pani porucznik, jednocześnie naglącym gestem dłoni przywołując do siebie Elrica. Ten- zdezorientowany zachowaniem starszych kolegów chwilę się namyślał, jednak, mimo wściekłości, ciekawość wzięła górę- z ociąganiem ruszył do sąsiedniego stolika, przypatrując się rozemocjonowanej grupce wojskowych.
-A jak… Jak on naprawdę jest…
-Cii, zamknij się, baka! Baka baka!!
-Ekhem. Ja tu nadal jestem.
-No tak, Ed-kun, słuchaj… Jak się miewa Twój młodszy braciszek? –nerwowe pytanie jakie padło z ust Farmana miało pewnie rozluźnić powoli gęstniejącą atmosferę, na nic się jednak nie zdało.
-Po wydarzeniu z Homunculusem wyjechał do rodzinnej wioski na kilka dni, pokłóciliśmy się trochę. Ale nie o tym chcieliście ze mną rozmawiać, nieprawdaż? –sarknął złotowłosy przez zęby.
Nagle, i co gorsza, zupełnie niespodziewanie zapadła krępująca cisza, a zachowanie kolegów siedzących z nim przy stole diametralnie się zmieniło. Havoc, nadal trzymający się za obolały policzek przysunął wszystkie szklanki z mlekiem bliżej siebie, jak najdalej od Edwarda (bojąc się bardziej chyba o własne zdrowie, bądź co bądź szkło w rękach alchemika jest dosyć niebezpiecznym narzędziem), porucznik Ross wymieniła konspiracyjne spojrzenia z nerwowo poprawiającym okulary Fuerym, a następnie pochyliła się nad starszym Elriciem.
-O wszystkim wiemy.
-Hę?
-Wiemy, że to nie ty stoisz tak naprawdę za pobiciem tego dzieciaka, rzekomo podającego się za Homunculusa.
-Realia mówią same przez się, widziało mnie całe East City. –odburknął chłopak.
-Ale Ed, to nie tak. My wiemy o WSZYSTKIM.
-Hai! Armstrong-sama puścił parę. –dodał  Brosh, przysuwając się jeszcze bliżej.
-Zresztą, już od jakiegoś czasu podejrzewaliśmy, że Mustang za tym stoi- to on zrzucił na ciebie tą robotę, chociaż nie miał pojęcia o tym, czy chłopak jest człowiekiem czy nim nie jest, prawda?
-Bawi się swoimi podwładnymi, zachowuje się jakby sprawiało mu to wielką przyjemność!
-Bo może sprawia? Ale… Ale tylko jeśli dotyczy to Edwarda?
-A nie mówiłem? Mówiłem! Mówiłem! –wtrącił Havoc, ale chwię później się jednak opanował; widząc zawistne spojrzenie Ross odchylił się z krzesłem do tyłu uciekając od ręki pani porucznik, z którą wiązało się zbyt wiele bolesnych wspomnień. A Stalowy Alchemik? Z uwagą przypatrywał się kolegom, taksował wzrokiem kolejno Ross, Havoca, Breda, Farmana, Brosha i Fuerego- wszyscy wyglądali w tej chwili niemal identycznie- zarumienione policzki (chociaż w przypadku Havoca lepszym określeniem byłyby raczej zaczerwienione od bliskiego spotkania z ręką Marii Ross), błyszczące w podnieceniu oczy, przyspieszony oddech… O co mogło im chodzić?
-Do czego dążycie? –spytał powoli Ed, cedząc każde słowo z osobna.
-Pomyśl tylko, Edward-kun. Nie chciałbyś dowiedzieć się dlaczego nasz kochany Płomienny Alchemik tak się Tobą interesuje? Jakie motywy go kierują?
-No i dlaczego lubi Cię tak gnębić.
-To oczywiste. –tak, dzieci nie potrafią spojrzeć wgłąb masek, pod którymi ukrywają się prawdziwe charaktery. –On mnie nienawidzi.
Poczuł powoli wzbierający w nim gniew, dlatego mimowolnie sięgnął po pustą szklankę, by po jakimś czasie rozbić ją zapewne ze złości na czyjejś głowie.
-Nienawidzi? Powiedziałbym chyba raczej, że…- zaczął biedny Havoc, za co został niemal natychmiast zdzielony, po raz drugi zresztą dzisiejszego poranka.
Zrezygnowana pani porucznik- jedyna kobieta w towarzystwie rozsiadła się na krześle, natomiast przesłuchiwania Eda podjął się okularnik.
-Wiemy to, Edwardzie. Chciałbyś się dowiedzieć prawdy. Oraz się zemścić.
-Dobrze dobrze, poddaję się, kierujecie moimi negatywnymi emocjami w stosunku do pułkownika, to nie fair! Ale czego WY dokładnie chcecie?
-My?- Ross podniosła swój zawsze czujny wzrok, a na jej czoło wstąpiła kropelka potu. –My. Eee… My tylko chcemy Ci pomóc.
-Dokładnie! –zaoponował Farman, mechanicznie kręcąc głową.
-Kłamcy. Musicie mieć w tym jakiś cel, nie na darmo przecież narażalibyście swoją pozycję w wojsku. Żeby pomóc jakiemuś gówniarzowi? Baka! Ale… -z głośnym hukiem odstawił szklankę, powodując przy tym, że grupka instynktownie się skuliła- wszyscy byli pewnie bliscy zawału.
-…Nic mnie to nie obchodzi. Skoro sami chcecie się narażać, postawić osobie wyższej szczeblem… Nic mi do tego. Ja tylko skorzystam z waszej propozycji- na jego twarz wstąpił szeroki uśmiech. –I skopię dupsko Mustangowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz