Kryptonim yaoi [part IV]

4.  Jak z prawdziwego ukesia zrobić Homunculusa.
-Nii-san!
-Wiem, Al, ja także przepraszam. To przecież przeze mnie wyjechałeś na kilka dni do Rosembool, zgadza się?
Bracia Elric siedzieli w bibliotece, przeglądając kolejne sterty starych tomiszczy.
-Tak, Ed-kun, musiałem przemyśleć parę spraw, po tym, jak się pokłóciliśmy. Ale nie martw się, już wszystko dobrze. Cioteczka Pinako przygotowała dla mnie gulasz warzywny. Dla mnie, wyobrażasz sobie? Myślała, że i ty się zjawisz; kazała Cię także pozdrowić.
Alphonse wstał z krzesła, po czym, udając, że przykłada do ust palące się cygaro zaskrzeczał:
‘’-Powiedz temu kurduplowi, żeby się trzymał i pił więcej mleka.’’
-A Winry? –spytał starszy z braci między jednym a drugim spazmem niepohamowanego śmiechu.
-Winry… Chyba nie była w humorze. Pewnie zła jak diabli, że się nie zjawiłeś. –dodał Al, niespokojnie wiercąc się na krześle.
Słysząc to Edward przełknął ślinę, jednocześnie zamykając oczy. Od dawna wiedział, że Winry Rockbell darzy go takim a nie innym uczuciem, jednak, zważając na okoliczności… Nie, nie może wyjawić tego bratu. To jego jedyna tajemnica.
-Nii-san?
-Hę?
Może byś mi tak łaskawie wytłumaczył co się działo przez te dwa dni gdy mnie nie było, co?
-Ach, nic ciekawego. Ot, spokojne życie wojskowego. –uśmiechnął się głupkowato.
-Nic ciekawego?! Spokojne życie?! To dlaczego jeszcze rano korytarz przy pokojach Mustanga, Armstronga i Hawkeye był jednym wielkim stosem ruin i popiołów? Gdy spytałem się sierżanta Brosha, on tylko wzruszył ramionami i wyszeptał coś w stylu: ‘’Aaaa, nic, Al-kun, to tylko małe utrudnienia podczas wykonywania misji’’, Ross spłonęła rumieńcem mamrocząc cały czas o licencji i dodatkowych godzinach w pracy, a major Armstrong-sama zdjął koszulę, po czym, pokazując te swoje przerażające muskuły wykrzyknął: ‘’Alphonse Elric! Spuśćmy na to zasłonę milczenia! Jest to popularny zwrot, od pokoleń wykorzystywany w rodzie Armstrongów!’’ CO. TU. SIĘ. DZIAŁO?
Nastała chwila niezręcznej ciszy, podczas której, młodszy z braci z uwagą przyglądał się starszemu, ten drugi natomiast był niemal całkowicie pogrążony we wspomnieniach dzisiejszego poranka.
Mężczyźni całkowicie zajęci sobą nie mieli nawet zamiaru wychodzić na korytarz i interweniować, zrobili to jednak po tym, jak Edward usiadł na biurku, po czym, między jednym a drugim przyśpieszonym oddechem wykrzyknął:
-A więc to tak! A to gnidy… Chyba moja lista z osobami, którym muszę wpieprzyć nieco się poszerzy!
-Ale niby co? –mruknął Roy, zdezorientowany przez nagłą zmianę zachowania u swojego chibi Edwarda; przerwał więc całowanie złotowłosego by przyjrzeć się jego twarzy.
-No, oni!
-Jacy znów oni? –przegryzł płatek ucha Elrica, powodując u tego drugiego jeszcze większe zniecierpliwienie.
-Ross, Brosh, Farman i reszta! Już wiem, dlaczego tu ze mną przyszli, wiem jaki mieli w tym swój cel! Doskonale wiedzieli, że się tak zachowasz, musieli podejrzewać coś o nas od dłuższego czasu i…
-Hola hola hola! –płomienny oderwał się od chłopaka, śledząc przy tym jego minę. –To TY ich tu przysłałeś?!
-To znaczy… Nie… Nie tak jak myślisz. –policzki biednego Eda zmieniły barwę na buraczkową, a złote oczy powiększyły się co najmniej dwa razy. Widząc to Roy pokręcił ze zrezygnowaniem głową, po czym szybkim ruchem ręki pociągnął go za sobą w stronę drzwi, w biegu nie zapominając jednak o swojej rękawiczce i górze od wojskowego uniformu- musiał wyglądać przynajmniej dziwacznie.
-Skoro ty jesteś za to odpowiedzialny, to musimy to naprawić. Chodź, dzieci słuchają się dorosłych, Stalowy. –rzucił przez ramię jednocześnie otwierając drzwi.
No tak… Nawet teraz nie mógł sobie odmówić uszczypliwego komentarza. –Elric uśmiechnął się na wspomnienie ciepłych rąk go ściskających oraz na widok miny pułkownika po wyjściu z gabinetu. – Bo rzeczywiście, obraz przywoływał różne, można rzec nawet ekstremalne odczucia, od zażenowania aż po wściekłość. Najgorszym okazało się jednak to, że nie wiadomo było, kto znalazł się w gorszej sytuacji- para prawie że w bokserkach, czy może pobici koledzy z pracy w osłupieniu przyglądający się zarumienionym mężczyznom.
-Zupełnie jak dzieci…
-To co, Stalowy, zrobimy z nimi porządek? –mruknął w odpowiedzi Mustang, ze wszystkich sił starając się ukryć zażenowanie z powodu sytuacji, w jakiej został przyłapany. Niestety, udało mu się wystrzelić kilka płomieni, bo nagle pojawiło się dopełnienie tej jakże komicznej sytuacji. Major Alex Louis Armstrong, bo właśnie on ukazał się w przejściu, w ogromnych rozmiarów wojskowym uniformie wpatrywał się w zebranych, nie kryjąc przy tym wielkiego rozbawienia zaistniałą sytuacją.
-To żeśmy się wkopali. –wyszeptał Elric, zanim do końca nie spłonął rumieńcem. Ku jego wielkiego zdumieniu nikt z zebranych nie raczył jednak odpowiedzieć- wszyscy z miną, która wyrażała zapewne: ‘’zaraz zginę, zaraz zginę, umrę w mękach, jak nie pod gruzem, to nad ogniskiem’’ wpatrywali się w Mustanga; ten natomiast wlepił w każdego z osobna pełne pobłażania spojrzenie, po czym mruknął:
-Jeśli ktokolwiek z tu zebranych przyzna się, co działo się dzisiejszej nocy, spłonie żywcem zanim się zorientuje. A potem… Potem zostanie jeszcze raz zabity. –dodał chyba nie w pełni świadomy przed chwilą wypowiedzianych słów; uspokojony jednak wyrazem ‘’hai!’’, wykrzyczanym przez siedem zastraszonych gardeł uśmiechnął się pod nosem, po czym zrobił coś, czego nawet Edward nie mógł przewidzieć. Pocałował zdezorientowanego, prawie nagiego Elrica na oczach wszystkich, by po chwili wyrzucić z gabinetu wszystkie jego ubrania.
-Strzała, Stalowy. –i już go nie było.
A Ed? Biedak nie patrząc w oczy zebranych pozbierał ciuchy porozrzucane po całym korytarzu i wybiegł z budynku; na jego twarzy rumieniec tkwił jednak nadal długo po tym komicznym wydarzeniu.
-…I wtedy podsłuchałem ich rozmowę. Havoc wyszeptał: ‘’Czyli jednak uke, a to ci dopiero’’, na co Ross dodała: ‘’a idź mi z tym yaoi! To przez tą waszą misję musieliśmy czyścić korytarz.’’ Jednak ja nic z tego nie zrozumiałem, nie wiem przecież co to oznacza to całe ‘’uke’’, czy ‘’yaoi.’’ To jakiś rodzaj Homunculusa? Nii-san, ty mnie w ogóle słuchasz?
Edward jednak nadal bujał w obłokach, odtwarzając w pamięci wszystkie uczucia jakie przeżywał niecały dzień  temu, żył nimi cały zatracając się w każdym z osobna. Złość. Wściekłość. Smutek. Rozpacz. Nadzieja. Niedowierzanie. Ekscytacja. Pożądanie. Miłość?
-Bracie! Dlaczego się rumienisz i w dodatku tak głupkowato uśmiechasz?
Te jego ciemne tęczówki, zaróżowione usta obdarowujące jego rozgrzane ciało pocałunkami; niski, i, mimo charakteru niezwykle delikatny głos…
-Edwardzie Elric!!! –chłopak zszedł na ziemię dopiero gdy Al zaczął mu wrzeszczeć prosto do ucha. –Ech, wiem, że prawdy prędzej dowiedziałbym się od pułkownika niż od Ciebie; zadam Ci więc jedno, jedyne pytanie. Czy brałeś udział w tych dziwnych wydarzeniach? Znów się w coś wpakowałeś? Odpowiedz mi, Ed!
Złotowłosy uśmiechnął się pokazując mleczne zęby, a następnie podszedł do swojego młodszego brata z zamiarem poklepania go w metalowe ramię.
-Ależ oczywiście że nie, Al.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz